Kraków, w styczniu 1968 r.

P r z y j a c i e l u !

 

Zbliża się 22 stycznia - dzień oznaczony w kalendarzu imieniem Wincentego.
W takim dniu, w 1874 roku urodził się w Wierzchosławicach Wincenty Witos, chyba bezsprzecznie najgłośniejszy i największy Chłop Polski.

Zwyczaj urządzania imienin, zbyt kosztowny, wytworzyły warstwy zamożne, szlachta, bogate mieszczaństwo, potem inteligencja. Chłopom przykazywał kościół modlić się w tym dniu do swego patrona, utrwalała się w ten sposób ich pokora i wiara w pomoc świętych.

Nie obchodził ich też - imienin - w biedzie zrodzony i w biedzie żyjący Witos. Przebywając na emigracji w Czechosłowacji, zanotował w prowadzonym przez siebie dzienniku wydarzeń - w 1936 r.:

„Dzień 22 stycznia, moje imieniny. Nie czuję specjalnego braku, bo ich właściwie nigdy nie obchodziłem. Czasem zainteresowali się nimi moi przyjaciele...” /„Moja Tułaczka” - wydana w 1967 r. przez Lud. Sp-nię Wydawniczą/.-

Choć już w tym czasie, jak sam Witos dalej wspomina w dzienniku, chłopi masowo przesyłali mu na emigrację życzenia zmiany na lepsze jego tragicznego losu i smutnego losu własnego. Tak zrodził się wśród zorganizowanych w ruchu ludowym chłopów polityczny zwyczaj obchodzenia imienin Wincentego Witosa.

Wrócił jednak Witos z emigracji, przeszedł z całym narodem piekło hitlerowskiej okupacji i utrudzony ciężkim życiem i nadludzką pracą, dokonał swego żywota w dniu 31 października 1945 r. Nawet najwierniejsi przyjaciele nie mogli w okresie okupacji, wspominać o imieniu Witosa. Prawdę zapisał w dzienniku; „Nigdy ich właściwie nie obchodziłem...”

W młodych latach praca zarobkowa na życie, a potem praca polityczna, organizowanie siły chłopskiej, budowanie mocnych fundamentów pod nową, lepszą i sprawiedliwą dla wszystkich, a więc i dla chłopów - Polskę - Polskę Ludową - pochłonęły go całkowicie. Żył życiem chłopów i dla chłopów.

A co oni zrobili dla niego? Jeśli nie było powszechnego na wsi zwyczaju obchodzenia imienin własnych, czy osób bliskich, to był przecież odwieczny zwyczaj, religijny i moralny, czcić w dniu Święta Zmarłych - w Zaduszki - pamięć zmarłych, najbliższych sobie osób, przez odwiedzenie ich grobu, złożenie na grobie kwiatów, zapalenie świeczki. Ma to stanowić dowód dalszego, duchowego związku z tymi, co musieli odejść, a byli nam potrzebni,

Czy Witos był i komu potrzebny? Komu był bliski na tyle, aby i po jego śmierci dał dowód tego, odwiedzając choć raz jego grób w Wierzchosławicach, złożył tam smutny kwiat jesieni, czy zapalił świeczkę?

A w Polsce było miliony chłopów, a Witos przewodził wielkiej sile chłopskiej zorganizowanej w Ruchu Ludowym, do dnia zgonu. Czyżby nazwisko Witosa nie było już chłopom polskim i Polsce potrzebne?

Wielu z nas pamięta manifestacyjny pogrzeb Wincentego Witosa. Takie pogrzeby sprawiał naród polski swoim królom, a przecież Witos był tylko chłopem.-

Ale pogrzeb się skończył i wszelki związek z Witosem, z Wierzchosławicami, z przeszłością tego wielkiego, politycznego wysiłku i dorobku - też.

Nastały znów długie, smutne lata przymusowej rozłąki, nie tylko fizycznej, Witosa i chłopów.

Na grób jego przychodziła tylko córka z dziećmi i rodziną oraz nowy, miejscowy proboszcz odprawić żałobne nabożeństwo. Poprzednik walczył z żywym, ten modlił się za Zmarłego.

Z czasem zaczęli na cmentarz wierzchosławicki pielgrzymować rozproszeni przyjaciele Zmarłego, garstka z tych, co za jego życia towarzyszyli mu w pracy i w walce, co nie zapomnieli przeszłości, wielkiej i dumnej przeszłości Ruchu Ludowego.

W ostatniej takiej „pielgrzymce” w Zaduszki wybrał się do Wierzchosławic również stary wiciarz, doświadczony życiem działacz ludowy i znany publicysta - pisarz ludowy, parający się do dziś pracą na roli w rodzinnej wsi - Sidzinie, powiat Sucha.

Pojechał w gromadzie innych, patrzył, słuchał wspomnień o Witosie w tym samym domu i w tej samej izbie, w której tyle lat przeżył i pracował Zmarły Gospodarz...
A wrażenia, jakie odniósł z tej „pielgrzymki” politycznej ujął na piśmie, w takiej formie i o takiej treści, że chciałbym je przekazać wszystkim tym, którzy razem z autorem tej pracy byli ostatnio u grobu i w domu Witosa - chciałbym je przekazać również i tym, którzy - zdaniem moim - tam pojechać powinni.

Bo słusznie powiada Dr Jan Borkowski, historyk, w pracy o jednym z najwybitniejszych wiciarzy i ludowców, zmarłym w 1937 r. Dr. Józefie Dąbrowskim:

„Każdy ruch polityczny, społeczny, czy kulturalny żyje nie tylko teraźniejszością i przyszłością. Jest on tym żywszy i tym bardziej ekspansywny, im mocniej pulsuje w nim przeszłość, tradycja, z której czerpie natchnienie, wzory, poczucie siły i trwałości”... /Tygodnik Kulturalny Nr 30 z 23.7.67 r./.

Chyba obydwaj pisarze mają na myśli i dziś żyjących ludowców, podkreślając znaczenie wychowawcze przeszłości - przeszłości Ruchu Ludowego, wielkiej przeszłości chłopów polskich.

Zmieniają się czasy i ludzie. Dziś znów głośno w prasie, w pracach historyków, o tym wielkim Chłopie Polskim - Wincentym Witosie.

Witos był i nadal jest w Wierzchosławicach. Kto z przyjaciół odwiedzi Starego Prezesa, Starego Przyjaciela?

Podpis nieczytelny

Stanisław Mierzwa

W załączeniu „Dom we Mgle”

 

 

Tekst pisany na maszynie.

Przepisał Wojciech Mierzwa

 

 

 

 

Ludwik Maj

D O M W E M G L E

==========================

 

Listopadowa cmentarna ĆMA towarzysząca chłopskim „posiadom” w domu Wincentego Witosa, okrywa wierzchosławicką wieś i ten DOM i to co ON symbolizuje, niezdrową goryczą upokorzeń, utkaną zmową milczenia.

Jak spiskowcy - chyłkiem, szeptem, po cichu, przedzierają się CHŁOPSKIE CIENIE poprzez tę mgłę, rozlaną przez głupotę i strach. Chłopi idą i jadą, bez względu na BURZNY CZAS. Wędrują i wloką się. Bez delegacyjnych nadań, rozkazów, bez zwrotu kosztów podróży. Wędrują chłopi ze wszystkich stron kraju. Z oddalonych wsi, zmęczeni długą wędrówką, zdążają do grobu swojego Przywódcy i Przyjaciela, do swojego Nauczyciela i Wójta, który nie tylko siermiężnym cieniom wójtował, ale i wielokrotnie - w trudnych dla państwa czasach - pełnił rolę sternika NARODU, przez BURZNY CZAS wpływał z Narodem do PORTU ŚLEBODY.

Nie było i nie mogło być żadnego zakazu odwiedzania grobu, czy wspominania nazwiska WITOSA. A jednak w ćmie tej, siąpawica zakazu tnie, mrozi, zasklepia, goryczą przemawia i zwisa nad tym DOMEM.

Coś wzruszającego i tragicznego zarazem jest w tych CHŁOPSKICH POSIADACH w domu Witosa. W tych wędrówkach przez ĆMĘ - do grobu TEGO, co Symbolem tylko pozostał. Symbolem Wolności, Patriotyzmu i Sprawiedliwości. I Symbolem Narodowej i Chłopskiej Dumy. Coś co cieszy, a zarazem smuci i niepokoi. Rozpala i mrozi. Napawa dumą a zarazem zawstydza. Płonie nadzieją i zarazem rodzi zwątpienia. Ćma, czarna ćma przemilczeń, wije się nad wierzchosławicką wsią, oplątuje dusze, dusi i buntuje. Prawda. Od czasu do czasu mityczna, groźna mgła pęka w swoich szwach, szytych nićmi grubego strachu. W rysach tych pęknięć błyskają światła rozsądku. I wtedy - jak błyskawica - przebiega przez wsie WIEŚĆ: gdzieś, w jakimś piśmie, jakaś książka... a dumne słowo WITOS powtarza wieś. Rozpoczyna się CHŁOPSKA Uwertura. Pogoń i poszukiwania, wyrywanie gazet... Wtedy „Polityka” wędruje pod chłopskie strzechy, a broszura Czesława Wycecha o Witosie przechodzi jak wigilijny opłatek, z chłopskich rąk do następnych. W ten bardziej bezmgielny czas nadziei wyciągają chłopi portrety JEGO.

Odkurzają, wieszają w Domach Ludowych, w świetlicach. Obok portretów dostojników państwowych. Nie mniej godny - z dumą powiadają. Dla podkreślenia tej dumy dodawają słowa: Nasz, Swój. Bo Chłop. A był i przecież wiceprezydentem Krajowej Rady Narodowej w Polsce Ludowej. Portrety Chłopa z Wierzchosławic wieszają chłopi w domach ludowych przez siebie wzniesionych. W swoich Domach - po cichu w czas ćmy nazwanych Jego Nazwiskiem. A potem mgła od nowa sączy się na wieś. Mali ludzie, niewolnicy strachu, przezornie znowu zdejmują portrety... Znowu ĆMA. ĆMA NIEWOLNIKÓW. PONOWNA NOC STRACHU...

 

X

 

W okresie świąt zmarłych ożywia się wieś Wierzchosławice. Bez względu na Czas Mglisty. Na Jego grobie zakwitają kolorami WIESNY stosy polnego kwiecia. Zaludnia się, ożywia się walący się dom Witosa. Chyli się ku ziemi, ku upadkowi. Ale zarazem - jako drzewiej - otwiera szerokie podwoje i wrota dla strudzonych Chłopskich Pielgrzymów. Dom zaprasza w goście. Jak za życia Gospodarza. Mieszkanie pełne chłopskiego gwaru. I Historii. Tak, tak HISTORII. A zarazem DNIA WIOSNY.

Patrzę na te twarze. Twarze poorane w głębokie bruzdy, jak urodzajna, błogosławiona ziemia. Wśród tych bruzd zakwita gdzieniegdzie twarz młoda, natchniona, zdziwiona. To chyba następca tego, co nie mógł sam przybyć. Młody syn przejął rodzicielską „pałeczkę”, by iść śladami i tropami ojcowskiego trudu.

Patrzę się w te twarze, jak w Chłopską Monstrancję. Mogą urzekać. Stare już były, gdy żył gospodarz gościnnego domu. Posiady Chłopskie. Chłopskie Misterium. Chłopska Msza. Sursum Corda. Rozmowy imilczenie. Słucham głosu odeszłego Czasu. To zarazem głosy JUTRA. Hosanna. Głosy i oczy płoną niegasnącą młodością. Choć te oczy tkwią w oprawie strzępów i łachmanów ludzkich cieni. Okaleczonych przez Czas Burzy. Strzępy Historii. A zarazem dorodne ziarno Jutrzejszych Plonów.

Tutaj na posiady przybyła Historia. Żywi świadkowie tej historii, a zarazem jej współtwórcy. Oni to, uczestnicy tej tu Chłopskiej Rezurekcji w Czas Cmentarnego Zmartwychwstania, od najmłodszych lat towarzyszyli Witosowi i Narodowi w tak długiej Tułaczce ku Polsce Ludowej.

Patrzę się i słucham. Posiady Chłopskie. Tragiczne i smutne. A zarazem dostojne i godne. Ćma wisząca nad tym domem próbuje wykrzywić obraz tych posiadów. Sam sobie stawiam pytanie: czy DOM ten stał się biblijnym „Murem Płaczu”, czy „Redutą Chłopską”, a może „Okopami Straceńców”?

Nie. Sto razy - nie!! Przybywają tutaj żyjący świadkowie historii dumy i godności narodowej chłopów, aby nie tylko oddawać hołd Przywódcy, ale żeby siać ziarna prawdy. Tutaj owe posiady, to jak w noc ciemną głos ludzki - wskazujący kierunek wyjścia z bezdroży - głoszący trudne prawdy: że człowiek bez duchowych wartości, to jak czerep, w którym mogą się gnieździć tylko przyziemne płazy.

Źle człowiekowi, gdy nie odczuwa potrzeby dumy. Niezdrowe społeczeństwo, które nie czerpie swojej odżywczej siły z Ziemi Umarłych. Nie godny ten naród, który nie umie wyzwolić się spod panowania strachu i niewolników ducha.

A Oni, biesiadnicy tych chłopskich posiadów, wraz z gospodarzem tego domu, uczestniczyli w wyprowadzaniu klasy chłopskiej z opłotków klasowego i narodowego poniżenia, wprowadzili całą wieś w kraj, w naród, w Polskę... Idąc do Polski Ludowej tworzyli - z niczego - prawdziwie masowy, oryginalnie, całkiem chłopski, na nikim nie wzorowany ruch postępowy, ruch polityczny, ruch rewolucyjny... Przybywają teraz tutaj, do domu Witosa, żeby dla przyszłych pokoleń, dla historii zebrać i uratować to wszystko, co z takim zajadłym uporem chce zniszczyć w popiołach zapomnienia i milczenia - głupota i strach.

 

X

 

Z gospodarską troską i z goryczą w sercu, spoglądają na rozpadający się dom Witosa. Dach leci, wiązania przegniły, podmurówka się sypie. Nieprzyjazny czas ściera z widowni narodowej Chłopski Wawel. Za lat kilka, czy kilkanaście nie będzie tutaj tego domu, co prawie przez pół wieku był Zygmuntowskim Głosem Sumienia Wsi. Nierzadko i Narodu. Symbolem walki z Ciemnością, z Bezprawiem. Drogowskazem Sprawiedliwości Społecznej. Patrzę na ten „Dom we Mgle” i smutno mi - żal ściska za krtań. Wstydzić by się wypadało za „małych karłów”, które z taką gorliwością tkają sieć złowrogiej ĆMY...

Wokół wyrastają gmachy i uczelnie z imionami różnych zasług. Place i ulice otrzymują nowych patronów, większych czy mniejszych, więcej czy mniej „świętych”.
Z goryczą myślę o Zapomnianym Chłopie... Jemu nie budujemy marmurowych pomników, Jego nazwiskiem nie znaczymy dróg rozwojowych wsi i kraju. Z obłędną namiętnością podejmujemy syzyfowe prace wymazania z chłopskich serc nazwiska Tego, co głęboko zostało tam wyryte.

Taki Patrik Lumumba, krótko trwały przywódca i bohater murzyńskiej Afryki, stał się jej własnością, stał się symbolem wszystkich - o wolności myślących - Murzynów. U nas? Wymazujemy z ludzkiej pamięci nazwisko Tego, który był jedynym chłopem - na przestrzeni tysiącletniej historii naszego narodu - który wraz z chłopami dotarł w swojej wędrówce na szczyty władzy, jak i dno poniewierki.

O parę stajań od tego DOMU WE MGLE stoi piękny, nowoczesny gmach Uniwersytetu Ludowego. Gwarno w nim. Tam uczyć się mają godności narodowej, dumy zawodowej rolnika - dzieci chłopskie. U  podłoża myśli budowy tej Chłopskiej Uczelni stało pragnienie Witosa. Trud jego spełnienia wzięli na siebie „Wiciarze”. Ludowcy i młodzież wiejska sypnęła ofiarne złotówki, twarde chłopskie ręce łamały kamień pod fundamenta, darły żwir, wyczarowywały cegłę z jałowej ziemi.

A teraz nawet nazwisko Witosa z gmachu tej uczelni wyżarła owa ĆMA, Złowroga, niszczycielska Mgła.

 

X

 

I kogóż może dzisiaj - w Polsce Ludowej - straszyć i niepokoić ten GRÓB, to Nazwisko?!

Kogóż - pytają się chłopi. Kogóż? - wołają chłopskie cienie, rozlegające się wśród nocnych ciemności. Wśród czarnej ćmy, która złowroga zawisła nad tym DOMEM. Kiedyż nadejdzie DZIEŃ, gdy słońce JUTRA przepędzi tą duszącą ZMORĘ - MGŁĘ?

 

Ludwik Maj

Wierzchosławice, listopad 1967 r.

 

Free business joomla templates