Szanowny Kolego!

 

Trzeba obiektywnie stwierdzić, iż od jakiegoś czasu obserwuje się w kraju korzystne zmiany w dziedzinie politycznej, gospodarczej, społecznej. Coraz bardziej zrozumiałym jest język, jakim przemawiają władze do społeczeństwa, coraz częściej widoczne są, namacalne, dowody zapowiadanego rozwoju i postępu w dziedzinie gospodarczej. Mniej widoczne, tym niemniej ważne są zmiany w głosach publicystów, naukowców, którzy szukają i wskazują publicznie na przyczyny dotychczasowego zahamowania rozwoju społeczeństwa na każdym prawie odcinku zbiorowego życia i pracy.

Akcję tę prowadzi od dłuższego czasu tygodnik „Polityka”, alarmując, iż Polska znalazła się na ostatnim miejscu w konkurencji z otaczającymi ją państwami i narodami, szuka przyczyn zaniedbań.

Zabrał głos publicznie popularny w Polsce i w świecie, jako kierownik Telewizji, Włodzimierz Sokorski, stary, jak sam siebie określa, komunista i wskazał wyraźnie na tych, którzy nie tylko hamowali rozwój demokratycznej, Ludowej Polski, ale wprost tłumili myślenie o takiej Polsce. W swojej pracy pt. „Polacy pod Lenino”, wydanej w końcu 1971 roku przez „Książkę i Wiedzę”, o nakładzie imponującym, bo ponad 29 tysięcy egzemplarzy, imiennie wskazał takich wielmożów w życiu publicznym Polski, jak Berman, Zambrowski, Minc, którzy posiedli moc nie tylko hamowania, ale wprost unicestwiania wszelkiej próby działania, nawet myślenia o innej formie bytu narodu polskiego od tej, jaką wskazani wielmoże z góry sobie założyli. Przekonał się o tym autor, sam wielki Wł. Sokorski. Co się dziać musiało w powojennej Polsce z dużo mniejszymi?

Omówienie tej ciekawej pracy Wł. Sokorskiego, może raczej poszerzenie tej tematyki przyniósł Nr 4 „Miesięcznika Literackiego” za miesiąc kwiecień 1972 r., redagowanego przez zespół głośnych pisarzy, którym przewodzi, jako redaktor naczelny właśnie Włodzimierz Sokorski.

Warto zapoznać się i z samą pracą Wł. Sokorskiego, jak i z jej omówieniem w „Miesięczniku Literackim” pt. „Nie tylko pod Lenino...”. Oto treść tej ostatniej:

 

NIE TYLKO POD LENINO

 

Historyk dziejów najnowszych w swoich poszukiwaniach badawczych staje najczęściej w obliczu nieprzebranego mnóstwa różnorodnych przekazów i za swoisty embarras de richesse. Równocześnie jednak napotyka często na luki w zasobach źródłowych, utrudniające mu wyświetlenie niektórych aspektów procesu dziejowego. Najczęściej braki dokumentacyjne odnoszą się do czasów przełomowych, rewolucyjnych. Jest to zrozumiałe, w okresie dużych napięć społecznych ludzie mniej piszą, a więcej czynią, nie troszcząc się o historię, która jakoś da sobie przecież radę.

Gdy w 1955 roku podjąłem badania nad dziejami politycznymi pierwszych lat Polski Ludowej, trafiłem akurat na taki właśnie przypadek. Wydarzeń pierwszych miesięcy odradzającego się w nowym kształcie państwa polskiego nie udało się w pełni wyjaśnić. Nie można było ustalić genezy pewnych zjawisk, nader ważnych dla całego dalszego losu narodu i państwa. Brakło dokumentacji, brakło także rzetelnych monografii o ruchu komunistycznym. Pozostała nadzieja, że gdzieś jakieś przekazy się zachowały, oraz przekonanie, że pojawią się kiedyś pamiętniki, które niejedno wyjaśnią.

Nic też dziwnego, że z najwyższym zainteresowaniem wziąłem się za lekturę wspomnień Włodzimierza Sokorskiego, jednego z twórców podwalin Polski Ludowej. Jako członek Prezydium Zarządu Głównego Związku Patriotów Polskich i zastępca dowódcy I Dywizji im. Tadeusza Kościuszki W. Sokorski współdziałał w kształtowaniu zalążka władzy ludowej, wykluwającego się w 1943 roku w ZSRR.

Z jego wynurzeń wynika, że w zespole tworzącym ZPP i I Dywizję ścierały się dwie koncepcje budowy nowej Polski. Jedna dążyła do wypracowania szerokiej platformy współdziałania komunistów z różnorodnymi siłami demokratycznymi w ramach frontu narodowego. Wyrazem takiej postawy była ścisła i zgodna współpraca komunisty Włodzimierza Sokorskiego z bezpartyjnym dowódcą I Dywizji, generałem Zygmuntem Berlingiem. Zwolennicy drugiej koncepcji, pełni nieufności do narodu, posądzając go o nacjonalizm i antysemityzm, chcieli oprzeć władzę ludową na wąskiej bazie społeczno-politycznej, nie pozostawiającej miejsca dla sojuszników niekomunistycznych. Reprezentantami tej drugiej grupy byli m.in. Jakub Berman, Hilary Minc i Roman Zambrowski. Oni przechwycili kierownictwo ZPP, usuwając z niego zwolenników szerokiego frontu narodowego. Taka jest teza książki; ilustrują ją fakty przez Sokorskiego naszkicowane.

Wąskiego grona historyków teza ta nie zaskakuje, ani też nie szokuje, mimo że po raz pierwszy znalazła ona swój wyraz w publikacji, gdyż - jak słusznie stwierdza W. Sokorski:
W dotychczasowej literaturze reprezentowane były poglądy tylko jednej strony, a prawo głosu mieli tylko ci, którzy imputowali I Dywizji własne polityczne cele.

Obowiązkiem zawodowym historyka jest krytyczne odnoszenie się do każdego źródła, zwłaszcza pamiętnikarskiego. Rozpamiętywania W. Sokorskiego wywołują wiele skojarzeń i refleksji nasuwają niejeden wniosek. Wiadomo, że od zarania polskiego ruchu komunistycznego ścierały się w nim dwa nurty: jeden szukający szerokiego kontaktu z narodem, uwzględniający jego specyfikę i aspiracje państwowe, twórczo stosujący zasady marksizmu-leninizmu do polskich warunków; drugi, sekciarski, zapatrzony w literę teorii, nie w jego ducha, pełen nieufności nawet do plebejskich warstw narodu, daleki był od zrozumienia potrzeb i tęsknot Polaków.

Przedstawiciele pierwszego, przede wszystkim tacy przywódcy jak Wera Kostrzewa i Adolf Warski, byli twórcami II Zjazdu KPP i jego uchwał w 1923 roku; stanęli na stanowisku budowy polskiego państwa socjalistycznego, rozdania chłopom ziemi, szukali zbliżenia z socjalistami i innymi demokratami. W wyniku jednak całego splotu okoliczności wewnętrznych i zewnętrznych w 1929 roku zwyciężyła w KPP grupa sekciarska na czele z Julianem Leczczyńskim-Leńskim, oskarżyła ona twórców II Zjazdu nie tylko o oportunizm, ale również o nacjonalizm, pozbawiła ich wpływu na kierownictwo KPP, nawet w latach frontu ludowego, kiedy historia pod każdym względem przyznała im rację. Sekciarze odcięli się od uchwał II Zjazdu KPP, wypracowali projekt programu, który w znacznym stopniu był ich przeciwieństwem, zarówno w kwestii ziemi dla chłopów, jak - co było o wiele ważniejsze - w sprawie państwowości polskiej. Tam, gdzie komuniści typu Kostrzewy i Warskiego widzieli sojuszników - wśród socjalistów i ludowców - nowe kierownictwo dostrzegało tylko faszystów, określając ich mianem socjalfaszystów i ludofaszystów, przy czym główne ostrze walki skierowano przeciwko lewicowym odłamom tych ugrupowań; im kto był bardziej lewicowy i antysanacyjny, tego traktowano jako tym niebezpieczniejszego wroga.

Sekciarska polityka budziła w KPP wiele zastrzeżeń. Twórczy, marksistowsko - leninowski nurt nigdy się z nią nie pogodził. Raz po raz w środowiskach robotniczych KPP wyrastała opozycja, która odrzucała hasła o socjalfaszyźmie i ludofaszyźmie, domagała się współdziałania z socjalistami i ludowcami, a także zmiany stanowiska Partii w sprawach państwowych, m.in. w sprawie Górnego Śląska i Pomorza.

Dzieje tych prądów w łonie KPP nie są dostatecznie znane. Wiadomo, że w latach 1930 - 1932 wokół robotnika i działacza KPP Piotra Maura skupiło się grono warszawskich robotników - komunistów, którzy stanęli w obronie usuniętego zespołu Warskiego i Kostrzewy oraz wytknęli nowemu kierownictwu łamanie demokracji wewnątrzorganizacyjnej, odsuwanie robotników z naczelnych instancji partyjnych i obsadzanie ich inteligentami. Nieco później, w latach 1932 - 1933 w Warszawie działali tzw. mirkowcy, zwolennicy „Mirka” - Ałykowa, którzy ukonstytuowali się jako Opozycja Robotnicza KPP. Mieli oni oparcie także w Łodzi i Zagłębiu Dąbrowskim. Mirkowcy byli zdania, że do kierownictwa KPP weszło zbyt wielu synów zamożnych rodzin, co utrudniało kontakt Partii ze środowiskami robotniczymi. Także później coraz częściej wyłaniały się zespoły krytycznie osądzające sekciarstwo oraz domagające się zmiany polityki Partii. Jest rzeczą znamienną, że kierownictwo, z Leńskim na czele, określiło tych robotników - komunistów jako nacjonalistów i antysemitów i usunięto ich z partii.

W latach drugiej wojny światowej walka dwóch nurtów w łonie ruchu komunistycznego toczyła się już w zupełnie nowych warunkach. Komuniści przygotowywali się do objęcia władzy - ich koncepcje miały odegrać przemożną rolę w kształtowaniu oblicza przyszłej Polski. W. Sokorski przedstawił, jak według niego wyglądało starcie tych dwóch nurtów na terenie ZSRR przed wyzwoleniem kraju i jak grupa sekciarska zawładnęła kierownictwem Związku Patriotów Polskich. Ale w okupowanym kraju coraz rozleglejszą działalnością rozwijała Polska Partia Robotnicza, ożywiona duchem odnowy polskiego ruchu komunistycznego. Ona w znacznym stopniu wytyczała szlaki rozwojowe Polski, ona też wpłynęła na oblicze Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego, który objął władzę na oswobodzonych ziemiach.

Zaczął się nowy rozdział walki dwóch nurtów, już teraz w łonie PPR, do którego wszedł wspomniany zespół Bermana, Minca, Zambrowskiego i innych. Jak dotąd niewiele o nim napisano, mimo że miał ogromne znaczenie dla przyszłości ludowego państwa polskiego. O tym, że różnice między dwoma nurtami bynajmniej nie zmalały, lecz spotęgowały się, świadczą, m.in. dwa dokumenty. 26 września 1944 r. ukazała się w „Trybunie Wolności” Rezolucja KC PPR o sytuacji politycznej i zadaniach Partii. Określono w niej kierunek i metody działania Partii wobec różnych sił społecznych i politycznych. Najistotniejszy fragment tego dokumentu brzmi: „Szeroka fala ruchu demokratycznego, rozlewająca się po kraju, zmusza kierownicze grupy Stronnictwa Ludowego, socjalistów i innych ugrupowań, ulegających dotychczas naciskowi polityki reakcyjnej - do szukania dróg wyjścia. Wobec bankructwa reakcji polskiej, wahania kierowniczych ośrodków tych ugrupowań doprowadzić muszą do wewnętrznych kryzysów, w których wyniku przyspiesza się proces włączania się uczciwych elementów w powszechny nurt demokratyczny.

Naczelnym zadaniem chwili jest pogłębienie i przyspieszenie procesu odosobnienia reakcji poprzez zdobywanie i skupianie w ramach rad narodowych nie tylko dołów, ale i aktywu Stronnictwa Ludowego, socjalistów, demokratów, jak również wszystkich uczciwych elementów z innych ugrupowań.

Wszystkie prądy faszystowskie i antydemokratyczne okazały się antynarodowymi i antyniepodległościowymi, rozbroiły naród wobec hitleryzmu, doprowadziły do klęski wrześniowej i utraty niepodległości, a w czasie okupacji paraliżowały walkę z najeźdźcą i pomagały Niemcom przez organizowanie walk bratobójczych. Dlatego faszyzm zarówno typu sanacyjno-ozonowego, jak i oenerowskiego musi być wyeliminowany z politycznego życia polskiego”.

Autorzy tej rezolucji uważali, że warunkiem realizacji zadań, stojących przed Partią, „jest nie tylko zachowanie, ale i rozszerzenie frontu narodowego, jest solidarna współpraca wszystkich podstawowych warstw narodu, wszystkich demokratycznych stronnictw”.

Uchwała Komitetu Centralnego PPR stanowiła kontynuację antysekciarskiej linii politycznej ruchu komunistycznego. Nie odcinała się od współpracy z demokratami niekomunistycznymi. Wręcz odwrotnie, szukała sposobów ich przyciągnięcia i aktywnego, zgodnego z interesem narodu, włączenia do dzieła budowy Polski Ludowej. Linia ta już wcześniej w konspiracji realizowana przez PPR - przynosiła stopniowe i coraz widoczniejsze efekty.

Przeciwko szerokiemu frontowi demokratycznemu wystąpiły elementy sekciarskie, które sformułowały zupełnie przeciwstawną ocenę sytuacji. Przedstawił ją kierownik ówczesnego resortu bezpieczeństwa publicznego, Stanisław Radkiewicz, na posiedzeniu PKWN 4 października 1944 roku, a więc zaledwie 10 dni po ukazaniu się uchwały KC. Według jego też obóz antypekawuenowski stanowił zwarty, jednolity, niezróżnicowany blok reakcyjny. W Polsce - twierdził on, działają dwa centra polityczne: pierwszy - PKWN, i drugi - cytuję według protokołu posiedzenia PKWN - „rząd londyński w całym swoim składzie, bez podziału na grupę Mikołajczyka i Sosnkowskiego. Można powiedzieć, że figura Mikołajczyka stała się sztandarową figurą polityczną w Polsce, grupującą wrogie nam siły i obozy polityczne /.../. Nasza polityka bezpieczeństwa - referował kierownik resortu bezpieczeństwa - szła przede wszystkim w kierunku zwalczania NSZ, jako najbardziej reakcyjnej grupy, następnie przeciwko sanacji piłsudczykowskiej. W stosunku do BCh uważaliśmy, że polityka nasza musi być bardzo oględna, bowiem BCh przeżywa proces wewnętrznych wahań politycznych. Zamierzaliśmy tę część AK pociągnąć za sobą. To stanowisko nasze musi ulec zmianie. W sprawie AK /.../ to przeciwstawienie wewnętrzne - NSZ, piłsudczyzna i BCh, który wchodzi w skład AK - nie potwierdziło się życiem /.../. Ponieważ nie ma żadnej różnicy, a przeciwnie w ostatnich czasach mamy bardzo dużo dowodów, że akty terrorystyczne pochodzą w swojej znacznej części ze środowisk BCh, w związku z tym polityka obronna w stosunku do nich musi ulec zmianie”.

Doszło do konfrontacji dwóch krańcowo różnych stanowisk w ocenie sytuacji politycznej i sił działających poza PKWN, zderzyły się diametralnie odmienne koncepcje ustosunkowania się do tych sił. Niektóre fragmenty cytowanego wystąpienia jakże mocno przypominają hasła z pierwszej połowy lat trzydziestych o socjalfaszyźmie i ludofaszyźmie. Podobnie jak wtedy, tak i teraz wszystkich bez mała zakwalifikowano jako faszystów, popleczników i sojuszników NSZ.

Po 4 października 1944 nastąpiły w działalności niektórych ogniw PKWN gwałtowne zmiany. Przystąpiono do ostrej walki z grupami Armii Krajowej i Batalionów Chłopskich, a także innymi demokratycznymi odłamami społeczeństwa. Usunięto ze stronnictwa Ludowego tego współdziałającego z PKWN, autentycznych ludowców, którzy jeszcze w okresie konspiracji nawiązali współpracę z PPR. Gwałtownie zaostrzono metody postępowania przy parcelacji folwarków. W wojsku zaczęto prześladować akowców i bechowców, którzy zerwali z obozem londyńskim; szerzono wobec nich nieufność, usuwano ze stanowisk. Wtedy to ukuto slogan, który tyle szkód wyrządził narodowi: „AK - zapluty karzeł reakcji”. Gdy bada się dokumenty tego okresu, ma się wrażenie, że niektórzy ludzie obdarzeni władzą, robili, co mogli, aby wykopać głęboki rów między PKWN, a różnymi środowiskami demokratycznymi, że dążyli do zawężenia bazy politycznej PKWN, że naumyślnie zrażali sojuszników, niekiedy wręcz prowokując ich do oporu.

Październik 1944 wycisnął na polskiej rewolucji głębokie piętno. Ale dotąd niewiele o nim pisano. Żadnej informacji nie znajdziemy w dwutomowej „Historii polskiego ruchu robotniczego”, wydanej w 1967 roku. Bodaj tylko raz wzmiankowano o nim, mianowicie w książce „PPR w walce o niepodległość i władzę ludu”, wydanej w 1963 r. Są to materiały sesji poświęconej XX rocznicy powstania PPR, na której wystąpił Zbigniew Załuski. Jego głos tak został streszczony: „Zdaniem płka Załuskiego PPR w latach 1944-1945 nie całkowicie wykorzystała możliwości, tkwiące w wyzwoleńczym, patriotycznym charakterze wojny, prowadzonej przez rodzące się państwo ludowe dla wciągnięcia do współpracy starej kadry wojskowej. Momentem przełomowym były decyzje podjęte przez kierownictwo partii w październiku 1944 w sprawie pracy w Ludowym Wojsku Polskim, które zaostrzyły kurs wobec oficerów, pochodzących z szeregów Armii Krajowej i spowodowały szereg restrykcji w stosunku do tzw. „speców”. Źródła tej, niesłusznej zdaniem Z. Załuskiego, zmiany w polityce PPR tylko częściowo można się dopatrywać w zaostrzeniu walki klasowej z przeciwnikiem politycznym; bardziej istotne są tu przyczyny, tkwiące korzeniami w zjawiskach, określanych jako wpływ kultu jednostki, a także w pewnej mierze w sekciarskich obciążeniach części aktywu partii. Od plenum majowego KC zaznacza się - trwający przez okres bezpośrednio powojenny - zwrot partii w stronę polityki bardziej elastycznej”.

Podobne tezy sformułowałem w swojej dysertacji doktorskiej o Polskim Stronnictwie Ludowym, pisanej w latach 1956 - 1958. Przedstawiłem stanowisko S. Radkiewicza na posiedzeniu PKWN i tak je skomentowałem: „Jest to ocena upraszczająca w sposób dogmatyczno - sekciarski kryteria podziału sił antypekawuenowskich. Nie uwzględnia ona faktu, że siły te obejmowały elementy ludowo-liberalne i burżuazyjno-liberalne, skupione w SL-Roch, BCh, WRN, Stronnictwie Pracy, częściowo w AK, elementy burżuazyjno-konserwatywne, rozsiane po wszystkich organizacjach nielegalnych i elementy faszystowskie, reprezentowane głównie w NSZ, ale znajdujące się również dość licznie w AK, Stronnictwie Narodowym i w różnych pomniejszych grupach podziemnych. Wyraziłem też pogląd, że zasadnicza rozbieżność dzieli stanowisko zajęte przez KC PPR w cytowanej rezolucji od stanowiska resortu bezpieczeństwa publicznego”. Natomiast w 1956 roku, w pierwotnej redakcji pierwszego rozdziału pracy, stwierdziłem: „Jak doszło do tej paradoksalnej sytuacji w PPR, kiedy jeden z jej czołowych działaczy występuje na forum PKWN z linią przeciwstawną do wytyczonej w partyjnej rezolucji? Niewątpliwie, mamy tu do czynienia z dwiema koncepcjami walki o utrwalenie władzy ludowej. Która z nich wzięła górę w praktyce partyjnej i państwowej? Prawdopodobnie obie koncepcje współistniały obok siebie, a ich zwolennicy toczyli wewnątrz Partii walkę o zwycięstwo jednej z nich. Skutki, wynikłe z tego stanu rzeczy - były prawdopodobnie rezultatem wypadkowej działania obu tych kierunków”.

Realizacja sekciarskich koncepcji wyrządziła duże szkody Partii i narodowi. Doprowadziła do sytuacji, którą KC PPR określił w maju 1945 roku kryzysową. Jej ujemne skutki zmobilizowały w kierownictwie Partii zwolenników demokratycznego frontu narodowego - 26 maja 1945 na plenarnym posiedzeniu KC PPR ostro napiętnowano te wypaczenia, a ich sprawców oskarżono o tworzenie państwa w Państwie, o nieliczenie się z wytycznymi Partii, o realizację własnych celów. Sekretarz generalny KC PPR Władysław Gomułka tak ocenił sytuację - cytuję według protokołu posiedzenia: „Zaczyna w państwie naszym ponad naszymi głowami wyrastać drugie państwo”; a o sytuacji w Partii powiedział: „Linia taktyczna Partii /.../ w praktyce od dłuższego czasu jest zdecydowanie wypaczona w sensie sekciarskim”.

I o tym posiedzeniu KC PPR niewiele pisano, mimo ważkości jego decyzji, Plenum majowe KC PPR położyło tamę poczynaniom sekciarzy. Ale oni nie skapitulowali, realizowali swoje cele różnymi skrytymi metodami. Działania ich splatały się z linią oficjalną Partii, nieraz jeszcze ujawniały się rozbieżności, choć w sposób nie tak ostry, jak w owym październiku 1944 i w maju 1945. Dopiero w 1948 roku wystąpili otwarcie; wykorzystując dogodne okoliczności międzynarodowe, oskarżyli cały antysekciarski odłam PPR o odchylenie prawicowo-nacjonalistyczne, a także o antysemityzm, i nie tylko usunęli jego przedstawicieli z kierownictwa Partii, ale przystąpili do szeroko zakrojonej, brutalnej akcji represyjnej wobec wielu oddanych komunistów polskich oraz innych demokratów i patriotów. Zwycięstwo sekciarzy w 1948 roku pod niejednym względem przypomina wydarzenia w KPP, związane z walkami frakcyjnymi i objęciem kierownictwa Partii przez zespół Leńskiego.

Tak więc grupa Bermana, Minca i Zambrowskiego w kolejnych etapach usunęła wszystkich swoich oponentów z kierownictwa Partii. Najpierw w ZSRR zapewniła sobie decydujący wpływ w ZPP i w Biurze Polskich Komunistów, później w kraju podjęła w październiku 1944 pierwszą próbę zwekslowania Partii na tory sekciarskie. Plenum KC PPR w maju 1945 ograniczyło jej możliwości działania, toteż w latach 1945-1948 ostrożnie, ale skutecznie przygotowała sobie grunt do zdobycia pełnej władzy w Partii i państwie.

Nietrudno przewidzieć, że obrońcy sekciarstwa w Partii rozgłaszać będą, iż teza przedstawiona przez W. Sokorskiego a także sformułowane tu oceny są podyktowane koniunkturalnymi względami. Otóż historycy wcześnie czynili próby wyświetlenia tych spraw, dowodem choćby cytowany fragment wystąpienia Zbigniewa Załuskiego. W związku z tym niech mi wolno będzie wspomnieć o pewnym fakcie sprzed lat dziesięciu. Zwrócono się wtedy do mnie z propozycją napisania niedużej książeczki o współdziałaniu z ruchem ludowym. Po namyśle zgodziłem się, zamierzając w tej pracy pokazać, choćby w małym świetle i z koniecznymi ograniczeniami, dwa nurty w polityce PPR wobec ludowców - demokratyczny i sekciarski. Zdawałem sobie sprawę z trudności tego przedsięwzięcia, toteż musiałem tezę stonować m.in. przez cytowanie tylko dokumentów opublikowanych. Czujnym wydawcom nawet ten rąbek prawdy o dwóch nurtach nie dogadzał i zażądali zmian, odmówiłem. Broszura ukazała się bez autorskiej parafy.

Wspomnienia W. Sokorskiego, rozpatrywane z perspektywy historycznej, i w kontekście z innymi wydarzeniami, nasuwają kilka wniosków. Odzwierciedla się w nich prawda o dwóch nurtach w polskim ruchu komunistycznym. Rozgraniczenie, kto jaką postawę zajmował pod Lenino, znajduje potwierdzenie w dziejach z lat 1944-1945, a zwłaszcza z roku 1948, kiedy wymieniona grupa ujęła ster kierowniczy PPR i przystąpiła, już bez żadnych hamulców, do realizacji swoich zamierzeń. Wyszło wtedy na jaw, kto był kim. Tego faktu historycznego nie da się ani zaprzeczyć, ani nawet podważyć.

W postępowaniu sekciarzy zarówno przed, jak i po wojnie dostrzegamy stale ten sam motyw w szkalowaniu swoich przeciwników. Każdą bez wyjątku grupę antysemicką oskarżono o odchylenie prawicowo-nacjonalistyczne, tak było z Kostrzewą i Warskim, z opozycją robotniczą w KPP w latach trzydziestych, tak było pod Lenino oraz w roku 1948. To oskarżenie niemal z reguły uzupełniano zarzutem antysemityzmu, nawet w stosunku do osób które dały wiele dowodów, że nie mają nic wspólnego z wrogością, czy choćby niechęcią do Żydów.

Wspomnienie W. Sokorskiego wywołują pewne skojarzenia i myśli, odnoszące się również do postaw moralnych. Przywódcy reprezentujący nurt antysemicki przestrzegali zasad demokracji wewnątrz partyjnej i nie uciekali się do stosowania represji wobec swych oponentów. Natomiast sekciarze, czy to spod znaku Leńskiego, czy też Bermana, Zambrowskiego i innych - gdy tylko dochodzili do władzy, tępili swoich przeciwników wszelkimi - dostępnymi metodami, a od zwolenników wymagali ślepego posłuszeństwa, nie tolerując przejawów choćby życzliwej krytyki.

Jak uczy doświadczenie, każde wspomnienie wywołuje zastrzeżenia i polemiki. Uczestnicy wydarzeń z reguły zachowują w pamięci bardziej lub mniej zróżnicowany obraz wspólnych przeżyć. To jest naturalne. Nie wątpię, że tak będzie z dziejami pod Lenino. Myślę, że jak w każdym pamiętniku, tak i w tym pewne szczegóły w toku weryfikacji badawczej nie znajdą pełnego potwierdzenia, zostaną sprostowane, uściślone, skorygowane. Przekonuje nas o tym naukowa krytyka różnych pamiętników.

 Natomiast między znanym historykom, podstawowym zrębom faktów dziejowych, zarówno poprzedzających wydarzenia spod Lenino, jak i późniejszych, a wspomnieniami W. Sokorskiego nie zachodzi żadna, zasadnicza sprzeczność. Główna teza jego książki znajduje uzasadnienie i potwierdzenie w dokumentacji i faktach historycznych.

 

Gorliwy Czytelnik

Podpis nieczytelny

 

 

Tekst pisany na maszynie.

Przepisał Wojciech Mierzwa.

 

Free business joomla templates